sobota, 8 października 2011

Chwilowe miejsce w kuchni

I żyję sobie powoli na tej Mikołajskiej, w przytulnym mieszkanku z oknami na Wschód i gołębiami ponuro gruchającymi co rano...
Z całego mieszkania ulubiłam sobie najbardziej kuchnię. Nie tylko dlatego, że uwielbiam gotować. Po prostu... "z kuchni pachnie wciąż nadzieją, choć tak daleko stąd do Boga..." :) Zatem rzucam poduszkę na ziemię, siadam i w mroku rozproszonym wątłym płomieniem świeczek pisze sobie różne rzeczy. Ale niedługo juz tej sielanki. Niebawem wniosą stół i po raz kolejny bedę szukać swojego miejsca. Bo to było chwilowe, jak każde.



chwilowe miejsce w kuchni
chwilowe miejsce w kłótni
w miłości też na moment
bo zaraz w drugą stronę

chwilowo jestem chora
chwilowo, tak jak wczoraj
przez chwilę mam tu kąt
bo ja nie jestem stąd

chwilowe miejsce w kuchni
chwilowo ludzie smutni
chwilowi przyjaciele
zwłaszcza, gdy ich za wiele

na chwilę się zamyślam
gdy ktoś mnie czasem pyta
którędy dojdę do...
przepraszam, ja nie stąd

chwilowe miejsce w kuchni
przez pięć chwilowych grudni
przy oknie lecz na krótko
popijam smutki wódką

chwilowe w kuchni miejsce
chwilowo ciężkie serce
co chwilę popełnia błąd
lecz przecież nie jest stąd

chwilowe miejsce w kuchni
wśród słów i min obłudnych
przez chwilę długą jak rzeka
na gospodarza czekam

chwilowe w kuchni miejsce
aż dnia pewnego wreszcie
jakoś wejdę na swoje
na wieczne już pokoje

/AK, 8 X 2011/

czwartek, 8 września 2011

Szewc z Mikołajskiej

Dawno dawno temu (było to za króla Kazimierza, co Polskę w kamieniu zabudowaną zostawił) pewien ubogi szewc mieszkający na ul. Mikołajskiej w Krakowie, jak co niedzielę udał się do Kościoła na mszę. W czasie modlitwy strasznie płakał do Najświętszej Panienki skarżąc się na swoją biedotę i brak środków na utrzymanie licznej rodziny. W tym momencie Matka Boska zeszła z obrazu i szepnęła mu, by zabrał wszelkie wartościowe dary i wota, które wierni Jej przynoszą. Uradowany szewc, na oczach całego miasta, w czasie mszy zaczął zbierać dary zgromadzone przy ołtarzu. W szybkim czasie został oczywiście pojmany za kradzież, bowiem reszta wiernych Matki Boskiej nie widziała... Przybyli na sąd świadkowie twierdzili jednak, że szewc dobry, poczciwy i prawdomówny, zatem skłamać nie mógł. A i duchowni przyznali, że objawienia zdarzają się przeważnie ludziom prostym. W zaistniałej sytuacji sąd nie skazał biednego szewca, jednak kazał mu zwrócić wota i podpisać dokument, który głosił co następuje:

Obiecuję, że już nigdy nie będe przyjmował żadnych darów od świętych, a zwłaszcza od Matki Boskiej.
xxx

Dokument ten, podpisany trzema iksami przez Szewca z Mikołajskiej znajduje się w Archiwum Miasta Krakowa. Kiedy go oglądałam, nie przypuszczałam, że sama kiedyś będę tam mieszkać... Może pójdę do Mariackiego i pomodlę się do Najświętszej Panienki - i dostanę pieniądze na czynsz? :) Ech...

sobota, 20 sierpnia 2011

A rok temu...

Ludzie dzielą się na 3 kategorie:
1. Nieświadomych (lub nie do końca świadomych) świata i rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć (tych jest znaczna większość),
2. Samobójców - czyli w pełni świadomych świata i rzeczywistości oraz...
3. W pełni świadomych świata, rzeczywistości ale też tego, że to oni ten swiat i rzeczywistośc budują. Tych jest niestety najmniej.
 /AK,  20 sierpnia 2010/

O sukcesach słów kilka

Bo to jest tak.

Dobre życie składa się z małych zwycięstw. Nos jasne, że my, wielcy, wspaniali silni i mądrzy ludzie chcemy robić rzeczy wielkie. Nasza ambicja - i trochę pycha - nam to nakazuje. No ale co z tego, że np. stanę na podium ludzi wielkich i zasłużonych dla ludzkości, jak w swoim własnym życiu nie będę miała swoich małych sukcesów. Pytasz - o co chodzi. A pomyśl swoja wadę, która Cie denerwuje. W moim przypadku to brak zorganizowania i zamiłowanie do długiego snu. I moim małym sukcesem jest wstanie o zaplanowanej /wczesnej/ godzinie :) Cholernie trudno. Ale jak w końcu się uda, bardzo to wpływa na podwyższenie samooceny. Mało tego - jak udaje się na dłuższą metę, stajesz sie lepszym człowiekiem :) I jesteś szczęśliwy. A nie zapominaj - że to nie duży sukces daje szczęście, tylko szczęście przynosi sukces.
A może pojedyncze, małe sukcesy to recepta na naprawę świata? :) Kto wie... Warto spróbować :)

czwartek, 18 sierpnia 2011

Niebo gwieździste nad Tobą, a w Tobie co?

Ja nie wiem jak to działa, ale jak człowiek pobiega, to od razu umysł robi się jaśniejszy. Może to trochę jest tak... że kiedy wyjdziesz ze swoich czterech ścian, które pękają od miliona spraw które w nich zamykasz i pozwolisz swojemu ciału zdrowo się zmęczyć, to, kiedy wrócisz do pokoju, wszystko wydaje Ci się takie... proste :) Albo może nawet nie to, że proste... Bo są przecież trudne do rozwiązania problemy i każdy je ma. Ale gdy się przebiegniesz i na chwile wyłączysz myślenie dając upust energii uśpionej przez godziny siedzenia przy biurku, potem do wszystkiego podchodzisz z zadziwiającym spokojem i zaufaniem. Być może bieg wyzwala poczucie wolności? Pewnie tak. A kiedy już się zatrzymasz i zobaczysz nad sobą rozgwieżdżone niebo, czujesz, ze cały świat jest Twój. Tak, że to jest Twój dom.
Grzegorz Bukała w "Małej piosence o Niebie" pisał:

"Niebo gwieździste nad Tobą, a w Tobie co? No co?"

Dzisiaj przypadkiem usłyszałam w jednym z programów wypowiedź Aleksandra Gudzowatego, jednego z najbogatszych Polaków przełomu XX i XXI w. /przeczytałam w Wikipedii :)/. Powiedział - parafrazuję: "Po cholerę nam postęp techniczny, skoro stajemy się bezosobowi? Żadni?" To ciekawe, że biznesmen działający także w polityce takie słowa wypowiada. Ale ma dużo racji. Gadałam dzisiaj tez z ciotką, o tym jak to lubimy zagadywać ludzi w pociągach. A ludzie tego nie lubią, oj nie... A to z kolei dziwne. Dziwne, bo w świecie miniaturek i jednorazówek - ludzie nie chcą zawierać jednorazowych znajomości. Nie chodzi o to, że takie są najlepsze. Nie, sama jestem zwolenniczką zawierania przyjaźni na całe życie. Ale chwilowe znajomości - a właściwie - pojedyncze rozmowy mogą wnieść bardzo dużo do życia... A co wnoszą? Chyba energię. Każda interakcja z drugim człowiekiem daje jakąś energię. A najwięcej daje uśmiech :D Banały wypisuję. Ale taka jest prawda, a ludzie o tym jakby nie wiedzieli. Zadanie na dziś: spróbuj się uśmiechnąć do 10 ludzi na ulicy. Patrząc im prosto w oczy. Zobacz, jak świat teraz wygląda :) Naukowcy udowodnili, że mina powszechnie nazywana uśmiechem, utrzymywana -nawet bez emocji - ok. 10 sekund wywołuje wydzielanie dopaminy, czyli tzw. hormonu szczęścia. Jak nie chcesz dać energii innym ludziom, to dla zdrowia warto spróbować :)
Na dobranoc wrzucam piosenkę Reginy Spektor "Machine". Zgrabnie odzwierciedla naszą rzeczywistość.



piątek, 12 sierpnia 2011

Z czasem można się zaprzyjaźnić

Zauważyłam, że na moim profilu czas płynie inaczej. Nie, nie chodzi mi o jakieś drugie dno tego stwierdzenia :D Tylko o to, że przy publikowaniu postów i komentarzy są jakieś poświrowane godziny /teraz jest w rzeczywistości 00:34/. A na blogu pewnie gdzieś po południu. Odpowiada mi to nawet :) Bo czemu miałoby przeszkadzać?
Po raz kolejny czas mnie zaskoczył. Zawsze zaskakuje w momencie, kiedy wydaje mi się, że już go ogarniam. Ale właściwie - tak jest ciekawiej. A ja nudy nie lubię. Zastanawia mnie tylko jedna kwestia. Każdemu z ludzi na świecie czas płynie inaczej. Jednym płynie szybko, innym powoli. Czy to znaczy, że niektórzy żyją dłużej? Na pierwszy rzut oka - dłużej żyją Ci, którym płynie powoli. Ale z drugiej strony - można powiedzieć, że ci, którzy dłużej żyją pewnie więcej zrobili w życiu. Ale z kolei gdyby robili wiele rzeczy, gdyby żyli mocno, z całej siły i w pełni radości - czas płynąłby im szybko. Zatem chyba głupio w życiu nic nie robić. Bo wtedy czas ucieka szybko, ale się dłuży. I pewnie na samym końcu okaże się, że właściwie to życie było krótkie. Głupio by się stało. To trochę tak jak z wakacyjnym dniem, kiedy to się długo śpi, wszystko robi powoli, a potem nagle jest wieczór. Chyba każdy to zna. I czasami to denerwuje. Ale tak czy inaczej - uważam że z czasem można się zaprzyjaźnić z kazdym - nawet z czasem. Z czasem mozna się zaprzyjaźnić. :)
Przyszła mi do głowy piosenka autorstwa Jana Wołka której uwielbiam słuchać w wyk. Janusza Grzywacza. Czasowy temat, więc wrzucam :)

Mam zegarek po ojcu i wraz 
Z jego rytmem zaczynam czuć czas 
Godzin młyńskie kamienie 
Miałkich sekund swędzenie 
I czytuję rubryczki - kto zgasł... 
 
Mam zegarek po starym i nić 
Czasu łączy dwa drzewa dwóch żyć 
Trochę sam jestem zgredem 
Czas ucieka, tchórz jeden 
 - Ty zaczekaj, ja nie chcę cię bić 
 
Zdziadziało to ciało jak flak 
Tu dużo, a tu znowu brak 
Dentyści i krawcy 
To nasi wybawcy 
Ponury fakt 
Gdy wrzesień życia w próg 
Aż słychać, jak rośnie brzuch 
To cud dzięki Bogu 
Że tylko do przodu 
Naprawdę cud 
 
Mam zegarek po starym i nić 
Czasu łączy dwa drzewa dwóch żyć 
Trochę sam jestem zgredem 
Czas ucieka, tchórz jeden 
 - Ty zaczekaj, ja nie chcę cię bić 
 
W miłości ostatniej zryw 
Lecz jaki marny do niej szyfr 
Numery, cholera, się łaszą do zera 
Czy zera do cyfr? 
Z humoru   sam Pan to zna 
Zostało już samo  h  
Skundleliśmy z klasą 
W pogoni za kasą 
Przynajmniej ja...

czwartek, 11 sierpnia 2011

Może się uda.

Wczoraj obejrzałam piękny film krótkometrażowy. "Cyrk Motyli". Rozłożył mnie na łopatki prostotą i pięknem swojego przekazu. Płakałam jak dziecko.

Ludzie za bardzo kombinują. Ciekawa jestem, ile czasu spędzamy na narzekaniu i koncentrowaniu się na sobie. A zamiast tego w sumie można by zacząć bardziej żyć. No, kolorowo nie jest to fakt, ale poza tym przecież życie jest piękne ;) A konkretniej chodzi mi o to że tylko ode mnie zależy, na ile jestem szczęśliwa. Wymyśliłam sobie więc, że będę bardzo - no i jestem. Trudne? Nie. Tylko trzeba bardziej patrzeć. I widzieć małe rzeczy. Kierowcę autobusu, że się usmiechnął. Dobra kanapkę i kubek mleka. A kubek ma tylko jedno ucho, więc od ucha do ucha ciężko mu się uśmiechnąć. Ale drugie zawsze mogę mu domalować zielonym pisakiem. I wtedy już będzie mógł :)
W życiu potrzebne są małe cuda. Wtedy się uda. I mnie się uda.

środa, 10 sierpnia 2011

To był dobry dzień.

W dzisiejszej pogoni za lekarzami (kiedyś o zdrowie trzeba zadbać) spotkałam w mieście moją pokrewna duszę, a zarazem człowieka od którego czerpię wiele dla swojego warsztatu literackiego. To mielecki poeta, rzeźbiarz, artysta w każdym calu, a dla mnie - Czarodziej. Ów Czarodziej to Andrzej Ciach. Zatrzymaliśmy się w biegu na szybkiej kawie. Z mlekiem i cukrem. Mleko było tłuste, więc i kawa słodka, jak na kawę. Dobra kawa. Andrzej powiedział mi kilka słów o swoim przyjacielu, innym mieleckim artyście, który dawno temu zaginął i teraz, po 30 latach został odnaleziony. Ale tę historię opiszę innym razem. To był dobry dzień. Andrzej jest zainspirowany i wciąż pisze. A dzięki niemu i ja. Będzie piosenka... :)

A tymczasem jeden z moich ulubionych tekstów Andrzeja:

Kiedy będę naprawdę już stary
Najbardziej potrzebny sobie
Nie chcę szczęścia szukać w aptekach
Poza tym nie wiem co zrobię

Może będę się włóczył ulicą
Ale kumpli nie będzie już w mieście
Więc usiądę wygodnie w fotelu
I sobie umrę nareszcie

Stanę w boskim tam Super Samie
Najzwyczajniej po piwo i pamięć
Albo będę jadł szynkę jak głupi
Potem mogę nawet się upić

A gdy najem się już i popiję
Niebo zdziwi się - przecież nie żyję
Ja już takie mam przyzwyczajenia
I nie będę nagle ich zmieniał

Jeśli wzburzy się Anioł Gabriel
Gdy na lekcję nie zjawię się śpiewu
Powiem: ja się tu nie prosiłem
I w ogóle nic mi do tego

Pójdzie Pan Bóg po rozum do głowy
Nie pasuje tu do nas ten nowy
Jego dusza nazbyt jest żywa
Więc z powrotem i dajcie mu piwa

A to piwo będzie przepyszne
Ja sam jeszcze jakoś się wślizgnę

Dla zainteresowanych - strona Andrzeja: http://ciach.art.pl/

Na dzień dobry.

Może by tak kilka słów przywitania... Choć przyznam szczerze, dziwnie się czuję, kiedy witam się z monitorem ;) Tzn. mam na myśli to, że w tej chwili nikt tego nie czyta. Ale może ktoś kiedyś zacznie czytać tego bloga, a wówczas byłoby to niekulturalne z mojej strony, jeślibym nie przywitała tak oczekiwanego gościa.
Dlatego - mam ogromną przyjemność przywitać wszystkich, którzy jakimś cudem tu trafili i doczytali do tejże linijki :) Szalenie miło. Kilka słów o gospodyni (czyli o mnie) na początek - chyba wypada się przedstawić.
Mam na imię Agata. I tutaj - przerwa na zastanowienie się, co napisać dalej. Bo skąd mam wiedzieć, co Ciebie, drogi Gościu zainteresuje? Muszę poczynić kilka założeń.
Zakładam zatem, że interesuje Cię, skąd pochodzę. Urodziłam się i wychowałam w Mielcu (to miasteczko na Podkarpaciu, 70km od Rzeszowa). Niegdyś ta miejscowość była nazywana "Mieleckim Zagłębiem Piosenki". A to dlatego, że dziwnym trafem w Mielcu rodzi się bardzo dużo zdolnych ludzi, których życiowe ścieżki biegną bardzo ciekawymi szlakami. Będzie chyba okazja, by o tym kiedyś opowiedzieć. W końcu to mój blog. Aktualnie mieszkam w Krakowie, bo...

...tu zakładam, ze interesuje Cię, co robię na co dzień. Zatem na co dzień jestem studentką. Taką mam naturę, że lubię zmiany, dlatego od października po raz trzeci będę pierwszoroczniakiem :) Studiowałam przez 1,5 roku historię na UJ. I wszystkim bardzo polecam. Co do mnie - czego miałam się tam nauczyć, już się nauczyłam. W zeszłym roku rozpoczęłam muzykologię (również na UJ) i zamierzam ją kontynuować. W tym roku korzystam z darmowego drugiego kierunku (po raz ostatni!) i rozpoczynam teologię na UPJPII.

Tak się zastanawiam, że chyba strasznie dużo słów już napisałam. Chyba wypada kończyć... Choć powiem szczerze że nie znam się zupełnie na blogowych zwyczajach.

Chcę napisać jeszcze tylko to, co chyba dla mnie najważniejsze. Wychowałam się w RODZINIE MUZYKUJĄCEJ. I śpiewam od początku, a ślub ze sceną zawarłam jak miałam 2 lata, kiedy to pierwszy raz zobaczyłam światła reflektorów, u mamy na rękach, w czasie piosenki finałowej na koncercie jej zespołu :) Teraz, w wieku lat 20. zajmuję się szeroko pojętą "piosenką artystyczną" w którą wliczają się te gatunki piosenek, w których na równi stoją trzy elementy tego dzieła: tekst, muzyka i interpretacja. Od niedawna pisze własne piosenki i sama sobie przygrywam do nich na skrzypcach. Chcę to nadal robić. Chce spełniać marzenia :)

Dlaczego tu jestem? Zawsze uważałam że blogi to wieśniactwo dla emocjonalnych ekshibicjonistów. ale prawdę mówiąc, żadnego nie czytałam. Ostatnio jak przeglądałam rankingi, zauważyłam, że królują blogi smutne. Mój nie będzie smutny. Może po to go właśnie założyłam? Jestem szczęśliwa, dlatego mój blog będzie radosny. I mam nadzieję, że mimo tego ktoś go będzie czytał :) Będzie w nim mnóstwo anegdot z życia wziętych, a każda z nich - uwierz mi - jest na swój sposób inspirująca. Jeśli tylko zechcesz :)

Zapraszam!

Agata